Czasami wjeżdżam rozpędzonym samochodem na autostradę. Nie zatrzymuję się, tylko gaz do dechy. “Nikt mi nie pomaga”, “ty zawsze wszystko robisz na ostatnią chwilę”, “czy musicie się teraz kłócić?”. Bez zatrzymywania się, zastanawiania się co mam powiedzieć, tylko wypluwam swoje rozwścieczone myśli nie zważając na innych kierowców na drodze. Gdy przekraczam moje kontrolowane km/h poleci jakaś cholera jasna czy inny, mocniejszy bluzg – bo “już nie wyrabiam”. Trasy szybkiego ruchu. Łatwo, prędko, do celu. Do mojej racji.
Tu nie ma pięknych widoków. Gdy tak się pędzi, obraz zamazany. Widzenie tunelowe – nie dostrzegam tego co wokół. Gdyby spadł deszcz łez, wycieraczki ledwo dałyby radę.
Mam jednak doświadczenie krajobrazów zapierających dech. To trudne szlaki. Ścieżki, wąskie, po których powoli wspinam się na górę, uważnie stawiając krok za krokiem by się nie poślizgnąć. Czasem przystaję, odrywam wzrok od stóp, i rozglądam się karmiąc oczy otaczającą mnie przestrzenią. Nie chodzi tym razem o to by było łatwo i prędko. Celem nie jest szczyt sam w sobie, ale wędrówka.
To tylko cztery kroki. Cztery kroki na ścieżce do relacji.
- Najpierw mówię co widzę, co słyszę, co uchwyciła kamera. Zabawki na podłodze, esej do napisania z biologii kwadrans przed 22, “jesteś głupia” lecące z czteroletnich ust do ośmioletniego ucha.
- Drugi krok to moje uczucia. Sprawdzam sama ze sobą, ze swoim ciałem, czy to zmęczenie, czy irytacja, czy może lęk. Co tam się jeszcze chowa przede mną?
- Trzeci krok to potrzeby. Za czym tęsknię? Co by teraz sprawiło, że moje życie byłoby bogatsze? Spokój, zaufanie czy współpraca?
- Ostatni krok w drodze na szczyt – skąd widok najpiękniejszy – to prośba. Na teraz, z gotowością, pokorą, zgodą na to, że usłyszę nie.
Racja czy relacja? Autostrada czy stroma ścieżka? Mogę wybrać. Mapę już znam.
// Photo by Tomasz Stradomski
Droga życia…przypomina mi się film o tym tytule o wyprawie ojca (Martin Sheen) z prochami syna (Emilio Estevez, pryw. syn aktora), który pragnie dokończyć jego trasę do Santiago de Compostella (The Way – 2010). Najważniejszy nie był cel, tylko to co zadziało się po drodze i relacje, jakie się wtedy nawiązały.