Wczoraj B. wypadł pierwszy ząb.
- Mamo! – spełniło mi się marzenie! – wołała w zachwycie nad pierwszą stratą:)
Miałam lat dwadzieścia parę. Skończyłam studia – amerykanistykę, uczyłam angielskiego w szkołach językowych. Niby lubiłam to robić, a jednak nie do końca czułam, by to było moje miejsce zawodowe, tak do końca życia.
Modne wtedy były bardzo spotkania, wyjazdy integracyjne dla firm, w głowie krążyła mi myśl, kusząca mnie w rejony organizacji takich eventów, nawet wybrałam się do odległej dla mnie wtedy Falenicy do funkcjonującej tam szkoły trenerów, wzięłam parę ulotek – i stwierdziłam, że za drogie, że nie mam wiedzy, kompetencji itd, z jakimś żalem w sercu porzuciłam ideę twierdząc, że takie pomysły to dla innych, “z czym ja do ludzi”.
Pojawiły się dzieci. Jedna, dwie, trzy, cztery córki. Towarzysząc im w rozwoju, wzrastałam, dojrzewałam, szukałam swojej drogi do nich, do siebie. By lepiej je rozumieć, by lepiej się z nimi komunikować, czytałam różne blogi, zachwycałam się tymi, w których ludzie dzielili się Porozumieniem bez Przemocy (byłam fanką @Monika Szczepanik). O kursach dla siebie nawet nie myślałam – nie dawałam sobie prawa: do rozwoju, wydawania niemałych pieniędzy na siebie, do spełniania marzeń…
Po narodzinach B – trzeciej – poczułam, że moje bycie lektorem mnie nie spełnia, wyłazi mi bokiem, męczy. Urlop macierzyński był okazją do przerwy, zatrzymania się i sprawdzenia co ja chcę tak naprawdę robić. NVC mnie ciągnęło,i gdy (nie-)przypadkowo wygrałam mini kurs coachingowy – sprzedałam go i zamieniłam na intensywny kurs Porozumienia bez Przemocy. Pamiętam, jak na pierwszym spotkaniu, w zawstydzeniu, plątałam się w słowach po co ja na ten kurs przyszłam. Żeby tak otwarcie powiedzieć, że marzę by stać w miejscu na sali, na którym stoi @Joanna Berendt i inni trenerzy? Znowu pojawiała się myśl: “co Ty o sobie myślisz, o czym śmiesz marzyć”.
Po ukończeniu kursu, wiedząc już, że serce mi się rwie tam jak nie wiem, rozważałam co dalej, szukałam odwagi, przekonania że “się nadaję”. Któregoś dnia, gdzieś w okolicach Rotundy (tak ważne jest dla mnie te wspomnienie, że pamiętam nawet, że padał deszcz), zadzwoniłam do @Anna Mills z pytaniem o różne możliwości rozwojowe w obszarze NVC, i z wciąż olbrzymią nieśmiałością odkryłam przed nią swoje marzenia. Pamiętam jej kilka słów popychających mnie do przodu: “ przecież Ty już możesz dzielić się NVC, widziałam Cię na sali, myślę, że możesz” – to był ten podmuch wiatru w żagiel, po rozłączeniu się z Anią od razu wykonałam telefon do męża, że mogę! Jakbym czekała na zezwolenie, na potwierdzenie, że moje pragnienia są “ok”.
Kilka dni temu odebrałam dyplom ukończenia studiów trenerskich NVC na Collegium Civitas.
Mam już za sobą cykle warsztatowe w roli trenera. Ogromny apetyt na więcej. W między czasie zaczęłam również pracować jako mediator, co również daje mi mnóstwo satysfakcji, gdy czuję, że ludzie się zaczynają się słyszeć przy moim wsparciu.
Mam mnóstwo pomysłów jak mogę rozwijać się, dzielić się NVC z innymi. Mam pasję, sposób na życie, coś swojego, co dodaje mi radości. Rozglądam się wokół siebie gdzie jeszcze mnie woła by mieć więcej obfitości w moim życiu. Pozwalam sobie marzyć, i – nie odkładać ich na półkę.
Ten dyplom to nie jest o sukcesie, że udało mi się skończyć studia, ten dyplom to o tym, że udało mi się spełnić marzenie.
Super! Bardzo ci kibicuję 👩❤👩
Gratuluję Ewcia… Spełnienie…
tak. teraz chcę sięgać po kolejne marzenie:)
Z dużą radością przeczytałam Twój wpis bo jakoś bliski jest i mi… odnajduje sie w Twoich słowach gdy piszesz, że czekałaś na jakaś formę pozwolenia. Ja mam poczucie, że sama chyba jeszcze nie chce dać sobie takiej zgody.
A studiów tak pozytywnie zazdroszczę 🙂 bo mnie trzeci rok z rzędu kuszą, ale póki co nie mam możliwości dojazdów do Warszawy przez pol Polski.
ja własnie potrzebowałam usłyszeć, że mogę – by dać sobie samej pozwolenie. pewnie w odpowiednim czasie i miejscu. życzę Ci byś usłyszała w sobie ten głos- sama lub z czyjąś pomocą – i wyruszyła w Twoją wędrówkę.