Jedną z jakości deficytowych aktualnie w moim życiu jest Cisza. Moje cztery Córki niewątpliwie odziedziczyły (w genach lub poprzez obserwację, licho wie) talent 🙂 do gadania. Nieustannie płynie potok słów, rzadko z jednej strony, jedna mówi przez drugą, trzecia przekrzykuje czwartą. Wszystkie chcą być usłyszane z ważnymi dla siebie obserwacjami świata, życzeniami, zażaleniami. Gdy powstaje jakaś przerwa między słowami, zazwyczaj wkradnie się w ten ułamek ciszy dźwięk pianina, “plask” odbijanej piłki lub rytmy z dziecięcego audiobooka. Gdy z rzadka (bardzo bardzo bardzo rzadka) trafi się, że wszystkie cztery opuszczą mieszkanie – cisza, aż dudni w uszach. Ostatnim razem chciałam się pokusić o włączenie odkurzacza w tym czasie, na co mój Ukochany Mąż stanowczo zareagował by uszanować ten kawalątek ciszy, który się nam przydarzył. Rzeczywiście pół godziny później odkurzacz jeździł po podłodze przy akompaniamencie głosu jednej z Córek. Gdy czasem sobie wyobrażam, jak to inni mają czas na spokojne czytanie książki (odrywam się od jednej strony kilkanaście raz, aż w końcu zarzucam lekturę), poprzyglądanie się swoim myślom (w domu niemożliwe), włącza mi się zazdro i zaczynam się widzieć jako ofiarę. Zarówno wkładanie innych w moją głowę – czyt. porównywanie – jak i załamywanie rąk nad sobą – mi nie służy. Nie wychodzę z cierpiętnictwa, tylko tkwię w nim. Tymczasem – idąc za cytatem Haruki Marukami: ból jest nieunikniony, a cierpienie jest wyborem.
To co mi pomaga wyjść z labiryntu myśli “inni mają lepiej” jest przypomnienie sobie, że
świat jest pełen przywilejów.
Nie ma równowagi, choć czasem żądam w moim sercu owej sprawiedliwości (Niech życie stanie po mojej stronie!). Tymczasem – rozdania kart są różne. Jedni dostają asa i króla pik, drudzy ściskają siedem blotek w ręku. Kto gra w brydża ten wie, że oba rozdania są szansą na szlemik czyli wygraną. I od razu powiem, że zdaję sobie sprawę, że to nie do końca trafiona metafora – bo zarówno nie wierzę w to, żeby rozdanie było losowe (mam przekonanie w to, że każdemu dana jest konkretna, nieprzypadkowa historia do przeżycia) jak również chcę mieć ufność w to, że w życiu, nie chodzi o to by zdobyć jak najwięcej punktów ani o to aby wygrać.
Przywileje. Jak rozdania kart.
Przywilej ciszy – gdy innym od nadmiaru bodźców pękają uszy.
Przywilej zdrowych dzieci – gdy inni każdego dnia noszą w sobie troskę o dzieci, o swoją i ich przyszłość.
Przywilej dobrej relacji w związku – gdy inni kłócą się,szarpią, lub milczą tygodniami
Przywilej posiadania kilku mieszkań bez kredytu – gdy inni mają mieszkanie kwaterunkowe, bo na inne ich nie stać, choć jak ci pierwsi ukończyli studia i mają czwórkę dzieci.
Przywilej łatwego przyswajania wiedzy – gdy inni ślęczą nad książkami po nocach i tak im nie wchodzi.
Przywilej bezpiecznego dzieciństwa – gdy inni chowali się pod stołem by nie słyszeć kłótni rodziców.
Przywilej kreatywności – gdy dla innych by napisać kilka słów, zagrać kilka dźwięków wydaje się niewykonalne.
Przywilej odróżniania kolorów – gdy inni uczą się, że czerwone światło jest na górze, żółte po środku, a zielone na dole.
I te pe i te de i te de – cytując za Osiecką z jej tekstu o okularnikach.
Przywileje.
Gdy zaczynam postrzegać w ten sposób świat – robi mi się mi miejsce, przestrzeń na oddech. Że nie wszystko zależy ode mnie, że taka jest moja historia. Jedni mają dane przeżyć i doświadczyć tak, drudzy zostali inaczej obdarowani – przez życie, przez Boga.
A jakie są Twoje przywileje? Widzisz je? I czy służy Ci taka perspektywa?
Zdjęcie z pexels / pixabay – brak autora.