Stare, ale jare. Lubię wraz z moim Ulubionym Mężem raz na jakiś czas wracać do popularnego serialu „Friends”. Ten dowcip, luz, charakterystyczne postaci, których cechy odnajdujemy w samych sobie lub w otaczających nas ludziach. Mój ostatni minimaraton z serialem oglądałam ze świadomością IFS, nurtu terapeutycznego, o którym piszę poniżej. Poczyniłam ciekawe dla mnie obserwacje;) i chętnie podzielę się tu nimi z Tobą.
Joey – ma taką część, która uwielbia jeść. Joey wchodzi do Moniki i pierwsze co robi to otwiera lodówkę. Ma też taką część, która nie dzieli się jedzeniem;). Ma również taki kawałek, który bardzo lubi seks, co druga dziewczyna w NYC dała się skusić na jego uroczy uśmiech, zaczepkę „how r you doin’?” i facjatę znaną z „The days of our lives”.
Chandler – poczucie humoru to jego domena, nieustannie sypie kawałami jak z rękawa. Jest taki odcinek jak jego żona, Monika, mówi, że poznała w pracy najśmieszniejszego faceta na świecie. Chandlerowi trudno to zaakceptować, te jego dowcipy, choć czasem w sumie ciężkostrawne, są jego tożsamością, bez nich traci pewność siebie, poczucie wartości. Śmiech, jaki wzbudza u innych, możliwe, że zabezpiecza mu uznanie, bycie widzianym, a może jeszcze coś innego?
Ross – tam gdzieś w środku to wciąż mały chłopiec, który pasjonuje się dinozaurami. W odcinku o męskiej niani, którą zatrudniają na chwilę wraz z Rachel dla małej Emmy, Ross nie jest w stanie znieść wrażliwości opiekuna do jego córki. Ten gra na flecie, produkuje własnoręcznie kosmetyki, opowiada historie przy których sam zalewa się łzami. Ross w pewnym momencie sam, poruszony, opowiada, że jego negatywne reakcje na części wrażliwe męskiej niani są powodowane tym, że jego ojciec-macho nigdy nie akceptował wrażliwości swojego syna.
Rachel – sympatyczna dziewczyna, na początku pokazana jako trochę rozpieszczona królewna, w towarzystwie przyjaciół nauczyła się „prawdziwego życia”. Z sezonu na sezon stawała się coraz bardziej samodzielna, sprawcza, aczkolwiek gdzieś do końca pozostała księżniczką, która potrzebuje opiekuna. Nie zamieszkała nigdy sama.Przeszła operację nosa, ma fioła na punkcie mody. Pewnie ubiór wpływa na jej samoakceptację?
Monika – po doświadczeniach nastoletniej otyłości, i braku akceptacji u rodziców, super zgrabna Monika stara się być wszędzie perfekcyjną. Nie chodzi tylko o wygląd, ale również mieszkanie (sprząta, sprząta, sprząta), kontroluje innych by sprzątali z nią:), a jedzenie wyglądało i smakowało zgodnie z jej dość wysokimi standardami.
Phoebe – przyznaję, że to moja ulubiona bohaterka serialu. Najtrudniejsze doświadczenia w biografii. Matka popełniła samobójstwo, ojca nie znała, pracowała na ulicy itd…i mimo tej mega trudnej historii pozostaje pełna miłości i współczucia dla innych. Na ten przykład zostaje surogatką trojaczków dla swojego brata! Phoebe często słyszy różne głosy w głowie i wchodzi z nimi w dialog. Może nie dążę do tego by ze swoimi częściami rozmawiać na głos, aczkolwiek poziom samoświadomości jest godzien pozazdroszczenia ;).
System Wewnętrznej Rodziny zakłada, że każdy z nas ma części. Części czyli takie subosobowości, które ze swoimi pozytywnymi intencjami wobec nas dbają o nas jak najlepiej potrafią. Niejednokrotnie ich intensywność lub dobór strategii nie służy nam aż tak bardzo jak owe części się tego spodziewają. Dla przykładu – krytyk wewnętrzny, który chroni nas przed tym byśmy poczuli wstyd. Dowala nam głosem „i tak nie potrafisz” , „lepiej się za to nie zabieraj” – i choć możemy zobaczyć, czego strzeże (zatrzymuje nas w działaniu i w ten sposób chroni nas przed kompletnym załamaniem naszego poczucia wartości – bo zobaczymy swoją beznadzieję w oczach innych), to jednocześnie i tak jedzie po naszej samoocenie na tyle dotkliwie, że nasze podcięte skrzydła niemal czasami krwawią.
Mamy części ochronne, tzw managerów, którzy próbują zarządzić nami w taki sposób, by dawno zapisane w ciele migdałowatym czy hipokampie cierpienie nie przeszło do naszej świadomości. To właśnie surowi sędziowie, dbający o to jak cię widzą, bezradne księżniczki potrzebujące wsparcia (Rachel), ryzykanci, kontrolerzy czy opiekunowie, showmani (Chandler). Mamy też strażaków, którzy reagują na ból, który zdążył się jednak wydostać (czasami nawet nieświadomie), próbując go zagłuszyć złością, depresją, czy różnymi uzależnieniami (Joey-jedzenie). I wreszcie mamy najwrażliwsze części, tzw wygnańców, którzy niosą bolesne wspomnienia z dzieciństwa, i wpływają na nas poprzez różne obciążające przekonania czy emocje. Części te pamiętają brak poczucia bezpieczeństwa, bliskości, czy zaufania. Wspomnienia te, często nieuświadomione, sprawiają, że brakuje nam w życiu pełnej harmonii, równowagi, bo wciąż trochę tkwimy w tamtej dawnej historii (odcinek z męską nianią – Ross mówi o swojej wygnanej wrażliwości). Ja, Self, rdzeń – to inny poziom człowieka niż jego części. To miejsce w środku pełne spokoju i miłości, z którego jesteśmy w stanie wchodzić w relacje pełne akceptacji, z samym sobą i drugim człowiekiem. To miejsca uzdrawiania ran. Self jest zasłonięte często przez części, każdy z nas jednak może się do niego dostać. (Pheobe niekiedy pokazuje się ze swoim Ja, w sposób bardziej ekstrawertyczny od innych bohaterów serialu, właśnie gdy z pełnym zrozumieniem i powagą traktuje swoje różne głosy wewnętrzne).
Wszyscy mamy jakichś managerów, strażaków i wygnańców. Wszyscy też mamy Self. Jeśli odkrywasz, że któreś z części szczególnie Ci doskwierają, mają zbyt duży wpływ na Twoje życie, wytrącają Ciebie z równowagi – możesz zawsze ze swoimi częściami się spotkać. Często potrzebujemy wsparcia, zwłaszcza na początku poznawania naszego wewnętrznego świata. Jeśli widzisz, że to dla Ciebie, zapraszam na spotkanie ze mną lub z jedną osób z mojej paczki ifsowych przyjaciół;).
Post powstał dzięki merytorycznej konsultacji w sprawie IFS oraz charakterystyki postaci z Friends – rozmawiałam z Martą Bielicką i Anią Zin ze Stacja Empatia.
Zdjęcie: https://www.filmaffinity.com/us/main.html