Jestem mamą.
Najważniejsza rola mojego życia? Pewnie tak – jeśli mam sprowadzać życie do ról.
Cztery córki. Poczwórna rola. Cztery razy zaczynałam ją od nowa.
Miałam takie szczęście i one miały takie szczęście, że były wymarzone, oczekiwane, rosły pod moim sercem, narodziły się w moim bólu, a pierwsze ramiona, które je tuliły były moje i ich taty. Taki był mój, nasz-małżeński i ich-dziecięcy przywilej przychodzenia na świat – w dobrym momencie, w idealnych warunkach – w sensie nas jako-tako gotowych (a na pewno otwartych) do budowania relacji z nimi.
A nie zawsze tak jest i tu teraz mocno schylam głowę wyrażając swój szacunek wobec osób, które przyszły na świat w nie perfekcyjnych okolicznościach, jak również respekt i podziw wobec mam, które pomimo przeciwności losu, przyjęły Dziecko, które pojawiło się w ich życiu – gdy nie nosiły go pod sercem, gdy były w tym same, gdy tonęły w smutku czy lęku, czy miały inny plan a tu niespodzianka, jak również Mam, którym nigdy się nie narodziło Ukochane-Wymarzone.
Wracając do mnie.
Gdy pomyślę nad swoim Macierzyństwem – to widzę jak bardzo ono się we mnie wydarza, jak bardzo jego doświadczam – gdy ono boli.
- ból rodzenia
- ból piersi gdy Maluszek uczył się ssać
- ból gdy wstawałam w nocy by karmić, a w czasie teraźniejszym: gdy wstaję w nocy by przegonić koszmary, podać wody, otulić przestrachy
- ból troski czy dobrze się rozwija bo jeszcze nie raczkuje, jeszcze nie chodzi, jeszcze nie umie, jeszcze nie potrafi
- ból gdy emocje u Dziecka tak duże, a ja nie umiem, nie potrafię, jeszcze nie – ukoić, usłyszeć, zaopiekować
- ból gdy Dziecko cierpi na różne sposoby, a ja mam ograniczony wpływ supermocy ratowniczej
- ból gdy słyszę “nie” za “nie”, odmowę za odmową
- ból gdy nastolatek zaczyna odchodzić, a ja chcę bliskości, kontaktu, boję się że będzie za daleko
I jak tak piszę, to gdzieś się przelewa we mnie od wzruszenia związanego ze wspomnieniami, gdy takie Małe Ciałko tuliłam i patrzyłam w Oczy, do ścisku, do smutku, bo te inne kawałki, tak żywe, tak obecne – pewnie do końca mojego świata.
Ten smutek jednak jest piękny. Jest co celebrować. Życie. Toczy się we mnie życie, dzielę się życiem z innymi, daję życie, zyskuję życie.
Świętuję.
Zamówiłam u najstarszej córki tiramisu. Dostałam świecznik. Pewnie dostanę jeszcze laurkę.
I zaniosę mojej mamie kwiaty.
Ona też tak miała, też tak ciągle ma.
Zdjęcie z prywatnego archiwum.